W tutejszych sklepach jest wszystko. Absolutnie wszystko. Możecie napisać mi w komentarzach najbardziej absurdalną rzecz, jaka przyjdzie Wam do głowy, a ja będę ją w stanie tutaj kupić. Jeśli jej nie znajdę, będzie to świadczyło o mojej zakupowej nieudolności, a nie o tym, że jej tutaj nie ma. Bo jest na pewno! Lody dla psów? Już pokazywałem. Wódka o smaku bitej śmietany? Nie ma sprawy:
Schody dla psów, które są już tak grube, że nie mogą wskoczyć na łóżko, na którym przecież i tak nie powinny spać? Proszę bardzo:
A może potrzebujesz pęsetę do żelków, z funkcją podświetlania? Oto ona:
Nawet jeśli produkt jest normalny, to dla odmiany, dostępny jest w niewyobrażalnym wręcz wyborze! Weźmy na przykład Coca-Colę, bo chociaż z powodów dietetycznych prawie wyeliminowałem ją z jadłospisu, to pozostałem fanem marki i trochę o niej wiem.
Co, więc, Coca-Cola oferuje w Polsce?
- Coca-Cola
- Coca-Cola Light
- Coca-Cola Zero
- Cherry Coke
I tyle. Cztery rodzaje Coca-Coli wystarczają dla 38 milionów Polaków.
A tutaj?
- Coca-Cola
- Coca-Cola bezkofeinowa
- Coca-Cola Diet
- Coca-Cola Diet bezkofeinowa
- Coca-Cola Diet z limonką
- Coca-Cola Diet z limonką bezkofeinowa
- Coca-Cola Cherry
- Coca-Cola Cherry bezkofeinowa
- Coca-Cola Cherry Zero
- Coca-Cola Cherry Zero bezkofeinowa
- Coca-Cola Zero
- Coca-Cola Zero bezkofeinowa
- Coca-Cola waniliowa
- Coca-Cola waniliowa Zero
I wcale nie jestem pewien, czy to wszystko.
A taki Red Bull?
W Polsce:
- Red Bull
- Red Bull Sugar Free
W USA:
- Red Bull
- Red Bull Sugar Free
- Red Bull Zero
- Red Bull Cranberry
- Red Bull Lime
- Red Bull Blueberry
Trzy ostatnie, co prawda, tylko w serii limitowanej, ale jednak.
Albo ciasteczka Oreo.
Weszły na polski rynek nie tak dawno temu i nie jadam, więc nie dam sobie nic uciąć, ale wydaje mi się, że w Polsce wybór jest dość ograniczony:
- Oreo
Jeden, jedyny smak.
A tutaj:
- Oreo
- Oreo z podwójnym nadzieniem
- Oreo czekoladowe
- Oreo czekoladowo-miętowe
- Oreo miętowe w czekoladzie
- Oreo kokosowe w czekoladzie
- Oreo ze zmniejszoną ilością tłuszczu
- Oreo białe
- Oreo białe z podwójnym nadzieniem
- Oreo berry
- Oreo malinowe w czekoladzie
- Oreo czarno-białe
- Oreo z masłem orzechowym
- Oreo z posypką o smaku „urodzinowego tortu”
- Oreo białe z posypką o smaku „urodzinowego tortu”
- Oreo z czerwonym kremem (to nie kolor, tylko nazywa smaku)
- Oreo z pomarańczowym kremem (dla odmiany kolor jest pomarańczowy, nie smak. Halloween Edition, więc pewnie dyniowe)
- Oreo o smaku lodów owocowych
- Oreo Triple-Double (3 ciastka, 2 różne nadzienia w jednym)
- Oreo Triple-Double białe z kremem neapolitańskim
- Oreo truskawkowe
- Oreo o smaku truskawkowego shake’a
I to pewnie nie wszystko. Tyle widziałem na jednym regale w jednym sklepie. A są jeszcze różne kształty, wielkości, edycje specjalne na różne święta i wydarzenia sportowe. Na stronie producenta widnieje 96 produktów, a wikipedia też podaje niemało.
Przykład z Oreo jest może nieco przejaskrawiony, bo to taki amerykański klasyk. Te ciasteczka to smak amerykańskiego dzieciństwa, ichnie Delicje Szampańskie, ale pokazuje skalę zjawiska.
I w tym całym natłoku wszelkiego rodzaju dóbr znalazłem jeden wyjątek! Dezodorant „w kulce”. Nie ma, po prostu nie ma! Są w sprayu, są w sztyfcie, w kulce nie ma! Znalazłem jeden. W aptece. BEZZAPACHOWY!
Całe dorosłe życie używałem dezodorantów w sprayu, bo tylko takie dawały mi komfort użytkowania. Ich skuteczność była różna, ale były „czyste”. Inne lepiły się i odbierały mi, świeżo wypracowane w kąpieli czy pod prysznicem, poczucie świeżości. Pech chciał, że jakieś trzy miesiące temu dałem się namówić Basi na dezodorant w kulce. „Będzie pan zadowolony” mówiła, „czasy się zmieniły, kosmetyki poszły do przodu. Już się nie lepią i są bardzo skuteczne”. I dałem się namówić, chociaż wiem przecież, że jak daje mi na dłoń trochę „najlżejszego i w ogóle nielepiącego się” kremu do rąk, który następnie każę sobie z tej dłoni zabrać („co? za dużo?”) i smaruję ręce tylko tą resztką, która zostaje, to kierownica i tak lepi się jeszcze następnego dnia. No, ale kocham, więc zaryzykowałem. No i teraz mam za swoje. Jestem zachwycony dezodorantem w kulce i innych już nie używam. Przestawiłem się, przyjechałem do Stanów, no i dupa.
Zdaje się, że w tej Ameryce, miejscu, w którym jest (niemal) wszystko, dezodorant będę kupował na eBayu. Już zresztą znalazłem swój ulubiony zapach. W Hongkongu. Będzie podróżował do mnie przez trzy tygodnie.
I co? I wszystkiemu winna żona 🙂 Miało być dobrze, a wyszło jak zawsze 🙂
Bardzo mi się spodobała podświetlana pęseta do żelków. Nie wiem jak sobie dajemy radę bez takiego gadżetu 🙂
Nie mają Ciechana tylko jakieś siki. Brakuje tez pewnie serka czekoladowego Matyldy. 😉
A Ty co? Psujesz mi tezę wpisu! No, Ciechana nie ma, ale to produkt regionalny. Jest za to supermarket, wielkości Lidla mniej więcej, wyłącznie z alkoholem. Lodówki z setkami ichniejszych sików do wyboru ciągną się dziesiątkami metrów.
Odpowiednika czekoladowego Bakusia też nie znaleźliśmy, ale Matylda zapomniała i przestawiła się na tutejsze fruciaki.
wiesz zapewne, ze lubie figurki, znajdz więc figurke Eriki Steinbach a po drugie to poszukuje białej czekolady ale gorzkiej
Pingback: Amerykański pomysł na wódkę | Heszen w Ameryce